Jak polska gospodarka zniosła wstrząsy ostatnich lat?
Minione 3 lata przyniosły niezwykłe, potężne pozaekonomiczne szoki, czyli największą od ponad 100 lat pandemię oraz rosyjską agresję wobec Ukrainy, czyli największy konflikt zbrojny na kontynencie europejskim od II wojny światowej. Te wydarzenia odcisnęły duże piętno na światowej i polskiej gospodarce. Zmagamy się z zaburzeniami podażowymi o wielkiej skali, zmienił się model pracy, przeżywamy największy od kilkudziesięciu lat szok inflacyjny i związany z tym drastyczny wzrost stóp procentowych. Na to nakłada się walka ze skutkami kryzysu zadłużeniowego w Europie i USA sprzed ponad dekady oraz wyzwanie w postaci kryzysu klimatycznego. Równolegle mamy do czynienia z wielkimi geopolitycznymi tarciami – jeszcze poważniejszy od rosyjskiej agresji wydaje się strategiczny konflikt USA z Chinami, z ryzykiem konfliktu militarnego o Tajwan w przyszłości. To wszystko wstrząsa światem, tworząc zarówno szanse, jak i zagrożenia.
Wbrew pozorom, polska gospodarka wydaje się być w relatywnie dobrym położeniu. Mamy silne gwarancje bezpieczeństwa NATO, jesteśmy członkiem UE z dostępem do jednolitego rynku, jesteśmy najbardziej konkurencyjną z dużych unijnych gospodarek, przez ostatnie lata przyciągnęliśmy rekordowo dużo zagranicznych inwestycji, nieustannie poprawia się krajowa infrastruktura, Polakom nadal bardzo się chce osiągać ambitne cele biznesowe, a także cieszymy się względną stabilnością makroekonomiczną. To ostatnie może wydawać się kontrowersyjne, ale twarde dane pokazują, że na tle innych gospodarek naszego regionu, a nawet całej UE, polskie finanse publiczne i bilans płatniczy są obecnie w najlepszym stanie od początku naszej obecności w Unii. To dobre warunki, aby przetrwać prawdopodobną kontynuację wstrząsów w 2023 roku, a także skorzystać z dużej szansy jaką jest intensyfikacja reshoringu w światowej gospodarce. Polska jest w różnych badaniach wskazywana jako najbardziej preferowane w Europie miejsce lokowania działalności w ramach przebudowy globalnych łańcuchów produkcyjnych.
Co Pana zdaniem czeka polską gospodarkę w 2023 roku?
Początek 2023 roku będzie trudny. Globalny wzrost gospodarczy w przyszłym roku ma być najsłabszy od 30 lat, z wyłączeniem recesji w trakcie globalnego kryzysu finansowego oraz pandemii. Odczujemy więc hamowanie światowej gospodarki, w tym naszego głównego partnera handlowego, czyli Niemiec. Odczujemy też wówczas z największą siłą skutki kryzysu energetycznego, czyli wyższe koszty energii dla gospodarstw domowych i firm, a także skutki podwyżek stóp procentowych NBP trwających od października 2021 roku. Jednocześnie w pierwszym miesiącach roku jeszcze bardziej wzrośnie inflacja. Realne dochody gospodarstw domowych mogą w pierwszym kwartale nowego roku obniżyć się o blisko 10%, najmocniej od początkowego okresu transformacji polskiej gospodarki ponad 30 lat temu. Jest prawdopodobne, że znajdziemy się w technicznej recesji. Będzie to jednak płytki i krótkotrwały spadek PKB z dużą dozą efektów statystycznych (efekt niskiej bazy i negatywny efekt przeniesienia) oraz redukcji kumulowanych wcześniej na wielką skalę zapasów, a nie prawdziwa recesja ze znacznym wzrostem bezrobocia. Strukturalne przewagi polskiej gospodarki wskazane przeze mnie wcześniej, spowodują, że szybko powinno przyjść ożywienie i powrót na ścieżkę solidnego wzrostu gospodarczego na poziomie 3-4%.
Jak ocenia Pan sytuację na polskim rynku pracy? Czy w najbliższych miesiącach powinniśmy się obawiać wzrostu bezrobocia?
Krajowy rynek pracy odczuwa negatywne wstrząsy, ale jest w dużo lepszej sytuacji, niż w trakcie epizodów pogorszenia koniunktury o podobnej skali w przeszłości. W mojej ocenie można to związać z kilkoma strukturalnymi czynnikami nieobecnymi w przeszłości. Po pierwsze, w punkcie startowym pogorszenia koniunktury mamy niemal rekordowo wysoki poziom wakatów. Spadek popytu na pracowników może przynajmniej częściowo oznaczać likwidację wakatów, a nie obsadzonych miejsc pracy. Po drugie, od kilku lat w Polsce przyspiesza spadek liczby osób w wieku produkcyjnym. Naturalne odejścia na emeryturę pozwalają ograniczyć zatrudnienie i dostosować koszty pracy bez generowania wzrostu bezrobocia. Po trzecie, bufor dla krajowych pracowników stanowi wysoka liczba tymczasowych pracowników zagranicznych, w tym krótkoterminowi pracownicy agencyjni spoza Europy. Po czwarte, można się spodziewać, że w przypadku wykwalifikowanych pracowników o dużym doświadczeniu lub unikalnych umiejętnościach będziemy mieli do czynienia z tzw. „chomikowaniem zatrudnienia”. Pracodawcy będą starali się unikać zwalniania tego typu kadry, a dostosowanie kosztów pracy może następować bardziej przez redukcję zmiennych składników wynagrodzenia, które w Polsce na tle reszty UE mają relatywnie duży udział w wynagrodzeniach ogółem. Generalnie spodziewam się, że w tym epizodzie spowolnienia dostosowanie rynku pracy do pogorszenia koniunktury nastąpi głównie poprzez redukcję płac realnych - mniejsze niż inflacja podwyżki nominalne płac – a nie poprzez redukcję zatrudnienia i wzrost bezrobocia.
Co w takim razie sądzi Pan o planowanych dwóch podwyżkach płacy minimalnej w 2023 roku?
W warunkach silnego rynku pracy trudno byłoby mieć do tego zastrzeżenia. Skumulowany wzrost płacy minimalnej w Polsce w ostatnich latach nie przekracza przeciętnej dla gospodarek w naszych regionie. Nie jest to więc w żadnym razie istotne zagrożenie dla konkurencyjności naszej gospodarki. Niemniej, znaczny wzrost płacy minimalnej w warunkach pogorszenia sytuacji na rynku pracy będzie utrudniać dostosowanie firm do gorszej koniunktury poprzez redukcję realnych wynagrodzeń i może w niektórych branżach i regionach – z relatywnie niskim na tle kraju poziomem płac – tworzyć presję na redukcję zatrudnienia i wzrost bezrobocia. Duża podwyżka minimalnej płacy będzie też utrudniać walkę z podwyższoną inflacją. Jednocześnie trzeba pamiętać, że wzrost płacy minimalnej jest świadomie wprowadzanym instrumentem ochrony wrażliwych grup społecznych najmocniej narażonych na społeczne skutki wysokiej inflacji.
Według prognoz NBP w najbliższych latach nominalny wzrost wynagrodzeń pozostanie wyższy od wydajności pracy. Czy widzi Pan jakieś zagrożenia wynikające z tej sytuacji?
Szybsze tempo wzrostu wynagrodzeń nominalnych niż wydajności pracy oznacza, że będą rosły jednostkowe koszty pracy, co będzie wywierać presję na wzrost cen i utrudniać ograniczenie inflacji. Jednocześnie jednak nie musi być zagrożona konkurencyjność kosztowa polskiej gospodarki, jeśli jednostkowe koszty pracy będą rosły jeszcze mocniej – a jest to prawdopodobne – w konkurujących z nami gospodarkach.
Co Pana zdaniem trzeba zrobić, aby Polacy zarabiali więcej?
Kluczem do domknięcia luki płacowej względem najbardziej rozwiniętych gospodarek zachodnioeuropejskich, czyli sposobem na wzrost wynagrodzeń w Polsce w trwały sposób bez zagrożenia dla stabilności gospodarki, jest zwiększanie produktywności w polskiej gospodarce. Może to nastąpić poprzez efektywne inwestycje, w tym w automatyzację i robotyzację procesów produkcyjnych. Tylko trwale szybszy wzrost produktywności w Polsce, niż w bardziej rozwiniętych gospodarkach pozwoli trwale – podkreślam: trwale – podwyższyć poziom wynagrodzeń Polaków bliżej zachodnioeuropejskich standardów.